wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział II

Matura napisana, wyniki są już ogłoszone. Julka niepewnie podeszła do tablicy, na której były wywieszone. Bała się. Bardzo zależało jej aby zdobyć taką ilość punktów, aby dostać się do jej wymarzonej uczelni.
-Zobacz i mi powiedz - rzuciła w stronę Majki.
-OK - odpowiedziała i podeszła tam. Uśmiechnęła się w jej stronę.-Patrz - wskazała na jej nazwisko. Zerknęła.
-TAK! UDAŁO MI SIĘ! - zaczęła tańczyć dziki taniec radości. Nie zwracała uwagi na to, że ludzie dziwnie się na nią patrzą. - JADĘ DO ANGLII! WOOHOOO! - cieszyła się.

Miesiąc później.


-Na pewno wszystko spakowałaś? - upewniała się jej rodzicielka przed wyjazdem na lotnisko.
-Tak mamo, wszystko. - rzuciła od niechcenia i wpakowała swoją ogromną walizkę do bagażnika.
-Chodź tu do mnie - powiedziała do Majki. -Będę cholernie tęskniła - przytuliły się. Ciężko jest im się rozstać na tak długi okres. Całe życie spędziły razem, a teraz nadszedł czas rozłąki.
-Nie wiem jak ja wytrzymam tutaj bez Ciebie. - powiedziała szlochając jej przyjaciółka.
-Szybko zleci, będziesz mnie odwiedzać, ja tutaj też będę przyjeżdżała.
-Julia, pośpiesz się! - poganiała mama.
-Muszę już iść, do zobaczenia - przytuliły się po raz ostatni i wsiadła do auta. Odjeżdżając machała jej.
-A telefon wzięłaś? A aparat? - rodzicielka znowu zaczęła wymieniać.
-Tak mamo, mam wszystko - powiedziała już trochę zirytowana. -Jakby co to przyślesz mi coś paczką - zaczęła się śmiać.
- AAA tato stój! - zaczęła krzyczeć.
-Co jest? - zatrzymał się gwałtownie na poboczu.
-Moje marchewki zostały w ganku.

Lotnisko we Wrocławiu jak zwykle zatłoczone. Nadszedł czas na pożegnanie z rodzicami. Jedno z najtrudniejszych. W końcu rozstają się na długo. Nie obyło się bez łez.



Z punktu widzenia Julki.
Pomachałam ostatni raz rodzicom i udałam się w stronę mojego samolotu, z dwoma ciężkimi walizkami i reklamówką marchewek.

Usiadłam wygodnie w fotelu, założyłam słuchawki. W sumie to po raz pierwszy lecę samolotem. Z rodzicami nigdy nie latałam, ponieważ mama ma lęk wysokości. Nawet siłą nie dałoby się jej wciągnąć. Przede mną 2 godziny lotu.

W Londynie powitała mnie okropna pogoda. Deszcz. We Wrocławiu było ciepło i słonecznie, dlatego mój teraźniejszy ubiór nie odpowiadania tej pogodzie.
Gdzieś tutaj miała czekać na mnie ciocia Basia. Wzięłam swoje 2 wielkie walizki i udałam się w kierunku wyjścia. Wyjęłam swojego zacnego Iphone i wybrałam numer cioci.
-No ciociu, gdzie jesteś?
-A co?
-No bo ja czekam na lotnisku Heathrow.
-Ja czekam na tym placu przed wejściem.
-OK, nie mam pojęcia gdzie to jest ale już wychodzę. - rozłączyłam. się. No tak, kumata ciocia. Jestem tu po raz pierwszy, nie mam pojęcia gdzie stoję i mam wyjść.
Szłam za znakami prowadzącymi do wyjścia. Wychodzę, patrzę a tu tłumy ludzi. I weź tu ją znajdź. Coś tam zaczęło się drzeć: "JULIAA! JULIAA!!" Obracam się a tu ciocia. Przytuliłam ją na przywitanie.
-Ale ty urosłaś - patrzyła na mnie ciocia. W sumie to byłam wyższa od niej o pół głowy. -I dalej uwielbiasz marchewki - powiedziała patrząc na moją reklamówkę, a chwilę potem zaczęła się śmiać -Dobra, chodźmy bo pewnie zmęczona jesteś.
Poszłyśmy w kierunku metra. Idąc rozglądałam się dookoła. Oczywiście byłam cała zmoknięta, bo ukochana ciocia nie wpadła na to by wziąć z domu parasol.


Po wejściu do dużego domu cioci, od razu rzuciłam się na kanapę. Nogi wchodziły mi w tyłek.
-Te, mała, nie za dobrze Ci? - zaśmiała się. - Chodź, pokażę Ci twój pokój. Na razie stoi tam tylko łóżko i biurko, resztę kupimy potem.
Pokój był duży. Naprawdę duży. Wtaszczyłam moje walizki i położyłam pod oknem. Widok miałam na park.
- To zostawiam Cię tu samą, ja idę szykować kolację.
-Okey. - powiedziałam. Położyłam się na dużym, wygodnym łóżku. No to zaczynam nowe, dorosłe życie - pomyślałam.



*******************
Jest rozdział :D
Nie chciało mi się go pisać, ale coś tam jest.
Kolejny jak będzie co najmniej 5 komentarzy.